Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Komuniści na Podkarpaciu panicznie się go bali

Arkadiusz Gołka
Antoni Żubryd był postrachem komunistów na Podkarpaciu
Antoni Żubryd był postrachem komunistów na Podkarpaciu Muzeum Historyczne w Sanoku
Antoni Żubryd - legendarny żołnierz o kontrowersyjnej biografii, który na końcu stanął po właściwej stronie. Jego zabójca żyje do dziś.

1 marca obchodzony jest Narodowy Dzień Pamięci Żołnierzy Wyklętych. Z tej okazji prezentujemy sylwetkę Antoniego Żubryda.

Historia dowódcy znanego oddziału antykomunistycznej partyzantki z Podkarpacia, pełna jest kontrowersji. Znajdziemy w niej niechlubny epizod współpracy z Sowietami, ale i tragiczną śmierć.

Wśród badaczy polskich formacji walczących ze stalinowskim aparatem terroru Antoni Żubryd wciąż wzbudza spore kontrowersje. - Są bardziej godni żołnierze do upamiętnienia - ucina temat pewien historyk z rzeszowskiego IPN-u, delikatnie wykręcając się od rozmowy o nim.

Zapoznaj się też z historią Józefa Franczaka: "Lalek" stał się symbolem. Nigdy nie złożył broni

Według Andrzeja Romaniaka z Muzeum Historycznego w Sanoku, badającego losy tej postaci od ponad 20 lat, trudno przedstawiać Żubryda jako niezłomny autorytet. Ale zdecydowanie nie zasługuje też na zmieszanie z błotem - jak to często zdarzało się w PRL-u i we współczesnej Polsce.

– W filmie "Ogniomistrz Kaleń” z 1961 roku Antoni Żubryd zostaje przedstawiony jako pijak i pospolity rzezimieszek, a nawet współpracownik Ukraińskiej Powstańczej Armii. Potem, w latach 80-tych zmieniono ton i zarzucano mu szpiegowanie dla gestapo. Z kolei w III RP krytyka skupiła się na jego młodzieńczej współpracy z NKWD i późniejszej pracy dla UB – mówi Romaniak. – Tymczasem sprawa jest bardziej skomplikowana. Nie można odmówić mu i jego ludziom ideowości. "Żubrydowcy” walczyli o katolicką i demokratyczną Polskę, uwolnioną od PPR-u. Deklarowali to otwarcie – podkreśla.

Kolaboracja z Sowietami i wyrok śmierci

Pochodzący z Sanoka Żubryd jako 21-latek wyróżnił się w trakcie kampanii wrześniowej, walcząc w obronie Warszawy. Na tyle, że awansowano go na sierżanta i odznaczono Krzyżem Walecznych. Po kapitulacji polskiej armii trafił do niemieckiej niewoli.

Nie więziono go długo, bo po kilku dniach został zwolniony i wrócił w rodzinne strony. Wiosną 1940 r. wysłano go na roboty do III Rzeszy, jednak po drodze udało mu się uciec. Żubryd swoje kroki ponownie skierował do Sanoka.

I tutaj zaczyna się najbardziej kontrowersyjny element jego biografii, z powodu którego trudno go stawiać w jednym szeregu z najbardziej honorowanymi dziś Żołnierzami Wyklętymi. W lipcu 1940 r. za namową znajomego, Antoni Żubryd zdecydował się bowiem na współpracę z NKWD, zbrodniczą radziecką machiną wywiadowczą. Wcześniej za pieniądze udostępnił koledze mapy Sanoka w odpowiednim powiększeniu, wiedząc, że będą z nich korzystać Sowieci.

- Namawiał swoją szwagierkę, by też podjęła współpracę, bo można nieźle dorobić. Ale wspomniał również, że to sposób na przysłużenie się krajowi - opowiada Romaniak.

Młody żołnierz zaczął działalność szpiegowską jako agent o pseudonimie "Orłowski”. Wraz z innymi konfidentami sowieckiego wywiadu udało mu się włamać do Okręgowego Komisariatu Celnego w Sanoku, skąd wyniósł istotne dokumenty – w tym listę pracowników pięciu punktów granicznych.

Skradzione informacje trafiły do Sowietów. Opisał też szczegółowo nastroje panujące w Wehrmachcie. W końcu, zagrożony aresztowaniem przez gestapo, Żubryd wraz z żoną Janiną 1 lutego 1941 r. przedostał się do radzieckiej strefy okupacyjnej, prosząc o ochronę.

Oficer prowadzący, kapitan Kuzniecow postawił go jednak przed twardym dylematem: dalsza współpraca i osiedlenie się po niemieckiej stronie Sanu albo zsyłka na Syberię. Małżeństwo Żubrydów, w przeciwieństwie do swoich towarzyszy z konspiracji, odmówiło dalszej pracy dla NKWD, co zakończyło się dla nich aresztowaniem.

W czerwcu 1941 r. wojsko Hitlera uderzyło na Związek Radziecki, co ułatwiło Antoniemu i Janinie Żubrydom ucieczkę z więzienia. Kolejny raz powrócili do Sanoka. Ten błąd kosztował Antoniego aresztowanie przez hitlerowców, którzy wiedzieli o jego niechlubnym epizodzie pracy dla NKWD. Po dwuletnim śledztwie Sąd Specjalny w Krakowie skazał go na karę śmierci za zdradę tajemnicy państwowej.

Tuż przed egzekucją kolejny raz dopisało mu jednak szczęście. Według jednego ze źródeł, miał już stać na desce przerzuconej nad zbiorowym grobem, gdy uderzył esesmana w twarz i uciekł do lasu. W trakcie ucieczki został postrzelony. W grudniu 1943 r. Żubryd wrócił do Sanoka i ukrywał się przed gestapo. Następnie, pomimo wcześniejszego zerwania kontaktów, zdecydował o ponownym związaniu swoich losów z komunistami.

Antykomunista w roli śledczego UB

Gdy do Sanoka wkroczyła Armia Czerwona, sam zgłosił się do dowództwa wojskowego, oferując swoją współpracę. W końcu miał już w tym doświadczenie. Jego wcześniejszą niesubordynację puszczono w niepamięć i został przyjęty.

Od jesieni 1944 roku mógł sprawdzić się w roli oficera śledczego Powiatowego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego w Sanoku. Zajmował się śledzeniem losów volksdeutschów, konfidentów gestapo i bojowników Ukraińskiej Powstańczej Armii.

Pewne jest to, że w trakcie śledztw prowadził podwójną grę. – Pozorował torturowanie przesłuchiwanych osób. Zamykał się z nimi w pokoju i kopał w krzesło, uderzył ręką w blat stołu i kazał krzyczeć. Umożliwiał wielu schwytanym osobom ucieczkę i informował o planach aresztowań ich kolegów z partyzantki – wyjaśnia Andrzej Romaniak.

- Żubryd wyprowadzał swoich przełożonych w pole dość skutecznie, ale nieprawdziwe są informacje, jakoby awansował na zastępcę szefa ubecji w Sanoku – precyzuje.

Według wielu dokumentów i przekazów, Antoni Żubryd w całym tym okresie kontaktował się z różnymi podziemnym organizacjami antykomunistycznymi. Wymienia się w tym gronie Narodową Organizację Wojskową czy Polską Armię Wyzwoleńczą.

Latem 1945 r. pojawiła się poważna groźba dekonspiracji. Żubryd przechwycił wiadomość do komendanta Wojewódzkiego Urzędu Bezpieczeństwa w Rzeszowie, w której ostrzegano, że Żubryd może być zdrajcą. Natychmiast przeszedł do działania.

Wykorzystał swoje stanowisko i zadbał o to, by 8 czerwca w siedzibie Urzędu Bezpieczeństwa w Sanoku większość funkcjonariuszy była nieobecna. Nie niepokojony przez nikogo po prostu uciekł z miejsca pracy, doprowadzając przy okazji do uwolnienia dwóch aresztantów oskarżanych o przynależność do AK. Wraz z kolegami z podziemia udał się w pobliże Bażanówki , by pozostać tam w ukryciu.

Następnego dnia ubecy z Sanoka od razu aresztowali teściową oraz czteroletniego synka Żubryda. Później chłopcu postawiono nawet absurdalny zarzut "współpracy z bandą Żubryda”.

Były już śledczy sanockiego UB opracował plan zorganizowania zamachu na życie podporucznika Tadeusza Sieradzkiego, szefa tej placówki. Do zamachu doszło 15 czerwca. W asyście trzech pomocników udało mu się wejść do gmachu budynku i zastrzelić Sieradzkiego. Później partyzanci pod wodzą Żubryda schwytali załogę posterunku milicji obywatelskiej w Haczowie i zagrozili rozstrzelaniem milicjantów, jeśli syn i teściowa Żubryda nie zostaną uwolnieni. Bez skutku.

Bat na czerwonych i UPA

Żubryd został dowódcą Samodzielnego Batalionu Operacyjnego NSZ kryptonim "Zuch”, w skład którego wchodzili byli partyzanci AK i dezerterzy z LWP, MO czy UB. Wbrew niektórym źródłom, nigdy jednak nie miał stopnia majora. W dokumentacji najwyższy stopień jaki odnosi się do jego osoby to kapitan Narodowych Sił Zbrojnych.

"Zuch” był największym takim oddziałem na Podkarpaciu. Batalion działał w Sanoku i okolicach przez półtora roku. Przez jego szeregi przechodziło wielu żołnierzy, a w szczytowym momencie walczyło ich około 120. Z przedstawicielami stalinowskiego aparatu terroru ścierali się aż 200 razy.

Atakowano z zaskoczenia mundurowych z UB, MO i Komitetu Bezpieczeństwa Wewnętrznego, działaczy Polskiej Partii Robotniczej, pracowników urzędu gmin, dworców oraz stacji kolejowych, pociągów a także sklepów. Jak w innych antykomunistycznych formacjach tego okresu, zdarzały się tragiczne pomyłki.

- W Niebieszczanach Żubryd zastrzelił dwóch mężczyzn, będąc przekonanym o ich współpracy z UB. Jednak z materiałów Powiatowego Urzędu Bezpieczeństwa w Sanoku, do których dotarłem w IPN wynika, że jego podejrzenia były niesłuszne. Ubecy oskarżali właśnie te same osoby o pomaganie Żubrydowi – zauważa Andrzej Romaniak. – Warto pamiętać też o tym, że batalion "Zuch” bronił mieszkańców lokalnej społeczności przed zagrożeniem ze strony ukraińskich nacjonalistów. Bojownicy UPA czuli przed nim respekt.

Żubryd nie wszystkim zajmował się osobiście, miał od tego grono zaufanych ludzi. - Rozmawiałem z jednym z jego żołnierzy, Kazimierzem Waisem "Kosą”. Nigdy nawet nie zdążył spotkać swojego dowódcy – zaznacza Romaniak. Szacuje się, że w wyniku walk miało zginąć czterech członków batalionu Żubryda, a dwóch władze stalinowskiej Polski schwytały, osądziły i skazały na powieszenie. Np. 23 marca 1946 roku w Nowosielcach został pojmany przez UB Mieczysław Kocyłowski "Czarny”, zastępca Antoniego Żubryda.

W maju 1946 roku "Żubrydowcy” pozbyli się szefa sztabu 8. Dywizji Piechoty ppłk. Teodora Rajewskiego i sowieckiego majora Piwowara. Nieco później podkomendni Żubryda zamordowali szefa Wydziału Polityczno-Wychowawczego 8 DP, majora Abrahama Premingera. 15 czerwca 1946 roku oddział zaliczył kolejny sukces, rozbijając placówkę UB w Haczowie.

Koniec partyzantki i podstępne zabójstwo

W końcu jednak karta się odwróciła. Oddział Żubryda rozbili w czerwcu 1946 r. funkcjonariusze Informacji Wojskowej. Udało się to dzięki wprowadzeniu przez komunistów do "Zucha” własnych agentów – m.in. Jerzego Vaulina (w AK ps. "Mar”), który cieszył się szacunkiem dawnego żołnierza Armii Krajowej, podejmującego w czasie wojny spektakularne walki z Niemcami.

Zdarzenia potoczyły się niezwykle szybko. 23 czerwca grupa Kazimierza Kocyłowskiego, dowódca ochrony oddziału, została otoczona przez żołnierzy piechoty w okolicy Niebieszczan. Do niewoli trafiło wtedy 21 partyzantów. Z kolei trzech schwytanych "Żubrydowców” zostało publicznie straconych przez powieszenie: dwóch na stadionie piłkarskim "Wierchy”, a trzeci na samym rynku. Po trzech miesiącach partyzanci się zemścili. Udało im się rozbić grupę operacyjną wojska, MO i UB z Sanoka. Niektórych członków formacji ujęto, innych na miejscu rozstrzelano.

To jednak komunistyczny aparat terroru zdobył wtedy przewagę i nie zamierzał jej oddawać. Partyzanci z Sanoka znaleźli się pod ścianą. Antoni Żubryd, widząc widmo ostatecznej klęski, postanowił razem z żoną uciec do Austrii. 24 października 1946 roku para pojawiła się w Malinówce. Towarzyszył im wspominany już Jerzy Vaulin, zwerbowany kilka miesięcy wcześniej agent UB o kryptonimie "Mewa”. Żubryd kazał żonie, która była wtedy w ósmym miesiącu ciąży, poczekać i razem z Vaulinem poszli sprawdzić dalszą trasę przemarszu.

Gdy weszli do lasu dawny AK-owiec na usługach UB wyjął z kabury pistolet. Żubryd był bez szans, zginął od strzału w tył głowy. Po chwili Vaulin podstępem zwabił w to samo miejsce Janinę Żubryd i zastrzelił ją. Jeszcze tego samego dnia w areszcie znalazł się ich pięcioletni syn Janusz.

Następnego dnia UB zabrała ciała Żubrydów. Nigdy nie odnaleziono miejsca ich pochówku. Jerzy Vaulin wykonywał rozkazy oficera UB Władysława Pożogi, który po latach chwalił się mordem na małżeństwie jako swoim wielkim sukcesem operacyjnym.

Kres działania Samodzielnego Batalionu Operacyjnego NSZ "Zuch” nastąpił zimą 1950 r. wraz z aresztowaniem ostatniego podkomendnego Żubryda we wsi Mrzygłód.

Cyniczny morderca i brak sprawiedliwości
Wojskowa Prokuratura Rejonowa 12 grudnia 1946 r. umorzyła śledztwo w sprawie mordu na małżeństwie Żubrydów. Pomimo tego, że Jerzy Vaulin od początku przyznawał się do zabicia Antoniego i Janiny.

W czasach PRL-u zabójca słynnego małżeństwa partyzantów zrobił karierę, był dziennikarzem gazet ”Po prostu”, "Sztandaru Młodych”, "Trybuny Dolnośląskiej”, "Głosu pracy” i reżyserem. Kręcił m.in. filmy dokumentalne o Armii Krajowej.

28 czerwca 1994 r. Sąd Wojewódzki w Rzeszowie unieważnił decyzję prokuratury z '46 r. Ostatecznie w 1999 r. Sąd Okręgowy w Krośnie umorzył postępowanie przeciwko Jerzemu Vaulinowi z powodu przedawnienia.

W 2012 roku pion śledczy Instytutu Pamięci Narodowej zbadał okoliczności tego umorzenia. Sprawa ta wiąże się z procesem innego ubeka, Jerzego R., oskarżonego o zamordowanie byłego żołnierza AK Władysława Urbanka w Odrzykoniu w 1946 r.

Według reprezentującego krewnych Urbanka mecenasa Rajakowskiego to m.in. zeznania R. przyczyniły się do uwolnienia Jerzego Vaulina od zarzutu zamordowania małżeństwa Żubrydów. R. uwiarygodnił bowiem zeznania Vaulina, zgodnie z którymi ten zgłosił się do UB już po zabiciu Żubryda. Tłumaczył, że strzelał do małżeństwa w samoobronie, bo Żubryd - pełen podejrzeń, że jego ludzie są infiltrowani przez UB - rzekomo zaczął ich sam likwidować.

Historyk z Sanoka był na procesie Vaulina i uważa jego tłumaczenie za kompletną bzdurę. - Opisywał, jak oddawał strzały do swoich ofiar w półobrocie w trakcie skoku w krzaki. Scena rodem jak z filmu sensacyjnego, ale to kłamstwo - uważa.

Badania balistyczne zrobione na podstawie fotografii zwłok małżeństwa Żubrydów dowodzą, że śmiertelne strzały zostały oddane w tył głowy. I jest oczywiste, że Vaulin od początku działał z rozkazu UB. Został przysłany z Warszawy i znał doskonale ludzi z ziemi sanockiej, miał tu wyrobione gotowe kontakty – przekonuje Romaniak.

W 2001 roku Vaulin napisał list do Janusza Niemca, syna swoich ofiar (przyjął nazwisko ciotki, bojąc się prześladowań ze względu na korzenie rodzinne). Stwierdził w nim, że nie czuje skruchy, a zabójstwo Żubrydów sprawiło mu przyjemność. Powstrzymał też TVP przed emisją filmu pt. "List do syna”, dotyczącego okoliczności zabójstwa. Vaulin zarzucał dokumentowi wykorzystanie "utworu literackiego”, którym miałby być właśnie tytułowy list.

- To jest człowiek butny i skrajnie bezczelny, jego cynizm nie zna granic. Kiedy na rozprawie sądowej zapytano go, dlaczego zamordował Janinę Żubryd, odpowiedział że "mogła przecież za nim nie leźć” - wspomina Andrzej Romaniak. - A gdy w trakcie kręcenia filmu o Żubrydach spotkał się w Sanoku z Niemcem, ten odmówił podania mu ręki. Niespeszony Vaulin zapytał go, czy dostał odszkodowanie za śmierć rodziców. Gdy usłyszał, że nie, odparł, że to szkoda, bo wtedy Niemiec mógłby mu za to podziękować. Janusz ledwo powstrzymał się przed rąbnięciem go w twarz, a gdy relacjonował mi tę rozmowę, wyglądał, jakby miał dostać zawału - opowiada historyk.

Autor: Arkadiusz Gołka


Źródło: Agencja Informacyjna Polskapresse/X-News

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na warszawa.naszemiasto.pl Nasze Miasto